Recenzja filmu

Kiedy umieram (2013)
James Franco
James Franco
Tim Blake Nelson

Na kolanach

Z  najtrudniejszego zadania – przetłumaczenia polifonicznego języka Faulknera na ruchome obrazy – młody reżyser wywiązuje się ze zmiennym szczęściem. W powieści (...) punkty widzenia zazębiają
James Franco żyje tak, jakby ktoś przystawił mu do skroni pistolet. Gra i kręci, pisze i czyta, przemawia na uczelniach i macha flagą na wyścigach NASCAR, miota się między mainstreamem a offem, między kinem klasy B a szacownymi amerykańskimi klasykami. "Kiedy umieram" to drugi obok "Dziecięcia bożego" film, w którym mierzy się z legendą literatury. Trudno być zaskoczonym, że William Faulkner zawiesił poprzeczkę wyżej niż Cormac McCarthy.



"Kiedy umieram"
jest w krajach anglosaskich na liście lektur szkolnych. Wyjątkowy status powieści w amerykańskiej kulturze potwierdzają nie tylko nagrody i rejestry Biblioteki Kongresu, ale również dedykowane nazwy zespołów rockowych i albumów. Jej siła bierze się z wyrafinowanego stylu i fabularnej prostoty: oto żyjąca na amerykańskim Południu lat 30. rodzina Bundrenów pragnie spełnić ostatnie życzenie zmarłej seniorki rodu i pogrzebać ją w pobliskim miasteczku. Z tego zalążka pączkuje wielka opowieść o założycielskich mitach Ameryki i praktycznych efektach "niewidzialnej ręki" (interes jednostek dziwnym zrządzeniem losu nie pokrył się z interesem ogółu). U Franco historia się powtarza – matka nie żyje, miasteczko Yoknapatawpha stoi, gdzie stało, rodzina prowadzi ze sobą psychologiczną grę – ale głębia i wieloznaczność oryginału są już pieśnią przeszłości. Pochłonięty formalnymi eksperymentami reżyser zapomina, że padanie na kolana przed literackimi arcydziełami rzadko opłaca się w kinie.

Z  najtrudniejszego zadania – przetłumaczenia polifonicznego języka Faulknera na ruchome obrazy – młody reżyser wywiązuje się ze zmiennym szczęściem. W powieści jest piętnastu narratorów, ergo: piętnaście postaw, charakterów, motywacji. Punkty widzenia zazębiają się, krzyżują, a bohaterowie raz po raz obierają kurs kolizyjny. Franco przepisuje ten strumień świadomości w montażu. Dzieli ekran, próbuje w nieoczywisty sposób zderzać ujęcia, pozwala sobie na narracyjne skróty i elipsy, nakłada na siebie dialogi, każe aktorom monologować wprost do kamery. Paradoksalnie jednak nie ma w tym wiele artystycznego ryzyka. Przyjęta strategia reżyserska świadczy raczej o desperacji: Franco próbuje być wierny, ale sprawia wrażenie przytłoczonego finezyjną i perfekcyjnie zrytmizowaną frazą Faulknera.  A skoro cała para idzie w szukanie dla niej ekwiwalentu, ulatuje gdzieś sedno powieści, całość staje się po prostu nudna i letnia.



Faulkner, tak jak McCarthy, zasługuje na autorski filmowy język. Wiedzieli o tym Coenowie, kręcąc "To nie jest kraj dla starych ludzi" – zaprosili bohaterów McCarthy'ego do swojego świata. Franco nie ma jednak tak wyrazistego stylu i tyle artystycznej odwagi – widać to zarówno w "Dziecięciu bożym", jak i w "Kiedy umieram". Jego estetyczne wyczucie (scenografia i zdjęcia robią wrażenie) oraz dobra warsztatowo obsada z Timem Blakiem Nelsonem na czele zapewnią filmowi znaczek jakości "ambitna porażka". To jednak żadne osiągnięcie dla filmowca, próbującego ogrzać się w blasku wielkiej literatury.
1 10
Moja ocena:
5
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Kiedy umieram
Latem słońce prażyło karki uwijających się na polach rolników, którzy rozcierali nagrzaną skórę szyi... czytaj więcej